top of page

"Bestia..."
Autor - Pablo - 10.V.1997

Była chłodna, styczniowa noc. W Morthingham już od 4 dni nieustannie padał śnieg. Wiatr bezlitośnie zacinał, ciemne chmury pędziły po granatowy niebie. Gromady kruków obsiadły czarne sylwetki drzew. Milcząco spoglądały na przechodzących z rzadka przechodniów. W taką paskudną noc każdy normalny obywatel siedzi w domu z rodziną. Ale nie Gveron. Młody wampir tułał się bez celu po mieście szukając ofiary. Zapiął skórzany płaszcz i skulił się, ale i tak było mu zimno. Chłód zaczynał coraz bardziej go pochłaniać. Drżał. Potrzebował krwi. Zszedł całe miasteczko , ale nikogo żywego nie znalazł. Napatoczył się tylko jeden wygłodniały Gangrel i naprawdę mało brakowało, aby żądni krwi rzucili się sobie do gardeł.

I wtedy, gdy utracił już nadzieję, zobaczył ją. Młoda prostytutka siedziała pod nieczynnym hotelem. Podszedł bliżej. Kobieta zobaczyła go , uśmiechnęła się i zachęcająco oblizała wyszminkowane usta. Wihelm usiadł przy niej. Może w innej sytuacji najpierw pogadałby, ale teraz czas naglił. Zmarznięte wargi zabolały, gdy demonicznie się uśmiechnął i obnażył kły. Kobieta krzyknęła, a zaraz potem osunęła się bezwładnie na ziemię. Gveron poczuł, jak wracają mu siły. Ciepło rozlało się po mięśniach . Podniósł i położył kobietę na ławce. Otarł usta z krwi i ruszył szybkim krokiem przed siebie.

 

Przestraszone kruki z głośnym krakaniem poderwały się z drzew. Księżyc jasno oświetlał drogę. Wilhelm skręcił do parku. Tu nie było już latarni, a drzewa wysoko rosły i zasłaniały część nieba. Ale śnieg odbijał światło księżyca i było jasno. Gveron szedł główną ścieżką, gdy nagle z drzewa rozległ się gardłowy pomruk. Wampir był zbyt młody i nie znał miasta - nie wiedział, że od lat park jest miejscem łowów wilkołaków.

 

Pomruk powtórzył się. Gveron przystanął i powoli odwrócił się. Zdążył zobaczyć ciemną postać i po chwili leżał przywalony ciężarem ogromnego wilkołaka. Próbował go zrzucić, ale był zbyt osłabiony. Chwycił go lewą ręką za pysk, nie zważając na to, że kły poprzecinały mu skórę na dłoni. Wilkołak ryknął i przejechał pazurami przed jego twarzą. W ostatniej chwili Gveron odchylił głowę. Puścił pysk i uderzył prawa dłonią w nos zwierzęcia. Proteza by la mocna i wytrzymała uderzenie, a wilkołak zalał się krwią i odskoczył.

To wystarczyło. Wilhelm błyskawicznie wymienił prawą "dłoń" na pazury. Stanął pewnie na szeroko rozstawionych nogach. Uśmiechnął się. Wilkołak rozwścieczony wrzasnął i rzucił się na niego. Gveron krzyknął i przejechał pazurami przez brzuch garou. Trafił. Teren i powietrze wokół walczących wypełniła mgła kropelek krwi i strzępków futra. Po chwili jednak Gveron został wyrzucony w powietrze i uderzył tyłem głowy o drzewo. Zamroczyło go, ale znów usłyszał gniewny pomruk. Otworzył przestraszony oczy i zobaczył zbliżającego się wilkołaka. Broczył krwią, ale jakby tego nie zauważał . Gveron nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy pazury obu łap garou wbiły mu się we wnętrzności.

Wtedy jednak stało się coś nieoczekiwanego. Z pobliskich krzaków. Wyskoczył inny wilkołak i warcząc rzucił się na tamtego. Pazury zdążyły jeszcze przeciąć skórę na piersi Gverona, ześlizgnąć się po pentagramie i już cięły wilcze futro!

Wilhelm korzystając z powstałego zamieszania wyszedł z parku. Rozerwany brzuch bardzo bolał, a do tego... znów... zaczynał się ... chłód... Gveron zadygotał. Postanowił pójść do Theresy, mieszkała chyba dwie przecznice dalej. O... ile... tam...

- Ale boli...

... dojdzie... Śnieg zabarwił się krwią, czerwona wstęga ciągnęła się za cierpiącym wampirem. W pewnej chwili nie wytrzymał. Zachwiał się na nogach i upadł twarzą w śnieg. Ocknął się, gdy ktoś dotknął jego twarzy. Spojrzał. Wysoki, młody mężczyzna uważnie mu się przyglądał. Po czym przeciął szkłem nadgarstek i podsunął mu rękę z kapiącą krwią. To czyjś ghoul... Gveron poczuł znajome ciepło. Po chwili mężczyzna wstał, ścisnął jakąś szmatką rękę i bez słowa odszedł. Wampir podniósł się z śniegu i troszkę pewniej stawiając kroki skierował się do domu Theresy.

- Jeszcze trochę... - szepnął .

Theresa mieszkała w parterowym domku prawie w centrum Morthingham. Była dziewczyną z klasy Wilhelma i tak jak on pochodziła ze Szkocji. To właśnie ona doprowadziła praktyki magiczne Gverona do perfekcji. Była jego "nauczycielką", mistrzynią. To właśnie ona podarowała mu srebrny pentagram. Po śmierci Gverona przeniosła się do Morthingham, by być blisko jego grobu. Pewnej nocy Wilhelm wyznał jej, że stał się wampirem. A ona ? Ona była drobną, niewysoką kobietą zakochaną w wampirze...

Nie spodziewała się gości o tak późnej porze, a już na pewno nie spodziewała się Gverona. U jej drzwi rozległo się pukanie, a kiedy otworzyła, Wilhelm - przedtem oparty o framugę - upadł na korytarz.

- Boże drogi, Gveron!

Chwyciła go za kaptur i z wysiłkiem wciągnęła do środka. Oparła go o ścianę i wtedy zobaczyła, że podłoga zalana jest krwią. Wilhelm ściskając się za brzuch szepnął, że dopadł go wilkołak.

- Nie spotkałeś nikogo ze "świty" po drodze? - Theresa starała się być spokojna, ale trzęsły się jej ręce. Wiedziała, że głodny wampir może nie żnąc litości. Gveron zaprzeczył ruchem głowy.

- Tylko jednego... - wyszeptał.

Theresa chwyciła nóż kuchenny. Spojrzała na nadgarstek i po chwili odstawiła nóż. Wilhelm patrzył na nią. W końcu Theresa znów wzięła nóż i pewnie przecięła rękę. Łza skapnęła na ostrze.

- Nie rób tego, Thereso... Nie chcę, żebyś umarła...

Ale ona milcząco podchodziła bliżej. Gveron jeszcze walczył z chłodem, lecz po chwili widział tylko pulsującą żyłę i kapiącą z rany krew. Chciwie pił, czują jak ciepło przyjemnie wnika w każdy centymetr ciała. Theresa przytuliła się do wampira. Była świadoma rychłej śmierci, żałowała tylko, że umrze w tak głupi sposób. Wilhelm czuł w sobie powracającą siłę. W pewnej chwili Theresa osunęła się bezwładnie w jego objęcia. Popatrzyła na nią i nagle zapragnął być gdzieś bardzo daleko od tego umierającego, zimnego ciała. Przytulił ją i zapłakał gorzko.

- Zabiłem ją... Zabiłem....

Żałował, że jest zbyt młodym wampirem, by powołać ją do klanu Tremere. Nie miał nawet pojęcia, że taki klan istnieje. Dotknął srebrnego pentagramu, odwrócił się i pobiegł w stronę okna. W cichą, zimową noc odbił się echem wśród uliczek Morthingham dźwięk tłuczonego szkła. A zaraz potem krzyk rozpaczy wydarty z gardła oszalałego z tęsknoty i bólu wampira.

W pokoju Theresy pojawiła się mroczna postać.

Gveron usłyszał cichy krzyk. Przez chwilę utożsamił go z tym, który wydaje się z siebie człowiek, gdy w jego gardło wlewana jest obca krew. Oparł się o drzewo i głośno załkał. Obok niego przeszedł ten sam, teraz zdziwiony, Gangrel. Gveron warknął ostrzegawczo i obcy uciekł nie oglądając się.

- Stało się... Zabiłem ją... - wyszeptał zsiniałymi wargami Gveron i słaniając się na nogach odszedł.

Chwilę jeszcze płakał, a potem... Bestia... Bestia ! ... Bestia !! ... BESTIA !!!

Skręcił w mrok, by znów zapolować!

 

Śmiał się... Śmiał...

Obnażywszy kły...

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

bottom of page