top of page

BUNT


Ukochana córeczka tatusia. Też coś! Czy oni nigdy nie zrozumieją, że jestem dorosła? Mam już szesnaście lat i wiem co dla mnie dobre. Nie będę ubierać się w różowe sukieneczki i jak grzeczna dziewczynka biegać co tydzień do kościoła. Są zakłamani. Sama widziałam jak pastor całował się z panią Miller z chóru, a rodzice stawiają mi tego zboczonego wieprza za wzór cnót. To wszystko jest chore.

Ciągle czegoś ode mnie wymagają. Przynieś to, zanieś tamto, posprzątaj pokój... Nie jestem sprzątaczką! Wydaje im się, że mogą się mną wysługiwać.

​

 

* * *


Zbierała kasę. Oszczędzała kieszonkowe, wyciągała pieniądze na lody, ale ich nie kupowała. Chciała tez sprzedać rower, ale to było za duże ryzyko. Niby należy do niej, ale rodzice zrobiliby awanturę. Miała plan i postanowiła ich postawić przed faktem dokonanym. Nie chciała, żeby ją nakryli, jeszcze nie. Musi być gotowa. Na razie kupowała sobie nowe rzeczy. Kupowała swoje własne życie. Nowe ciuchy, muzyka, biżuteria. Wszystko jej własne. Tylko jej. Sama wybrała.

Zajęło jej to trochę czasu. Niby tylko kilka miesięcy, ale trwało jak wieczność. Z zaciśniętymi zębami chodziła w dziecinnych ciuchach i znosiła kiedy jej matka, za nową gosposią Esmeraldą, mówiła do niej Nikolku. Zaciskała zęby, ale ponosiły ją nerwy. Czasem wybuchała, a mama patrzyła na nią jakby nie wiem co zrobiła. A przecież to ona była skrzywdzona, to oni jej wszystko narzucali.

To był właściwy czas. Zażyczyła sobie, żeby nie robili jej żadnej imprezy urodzinowej i powiedziała, że nie chce tortu, a jeśli chodzi o prezenty, to poprosiła o nowy magnetofon, albo walkmana, jeśli chcą jej coś kupić. Byle tylko nie kolorowe.

Dzień poprzedzający urodziny spędziła w wielkim napięciu. Potem długo czekała, aż rodzice zasną. Chwilę po północy zaczęła wszystko pakować i wynosić na podjazd. Sukienki, dziecinne książeczki, bieliznę, kolorowe obrazki, pościel w motyle, zasłonki do kompletu. Z książek zostały tylko podręczniki.

Potem zamknęła i uszczelniła drzwi. Otworzyła okno, po czym pomalowała wszystkie meble na czarno. Oblepiła ściany plakatami metalowych zespołów. Na oknie powiesiła czarny koc, to samo znalazło się na łóżku. Do szaf schowała nowe czarne ciuchy.

Ubrała się w czarne dżinsy i koszulkę z Ozzy'm, powiesiła pentagram na szyi i zrobiła pierwszy w życiu makijaż. Przyznajmy szczerze - niezbyt udany. Posprzątała po remoncie, a worki z rzeczami zataszczyła pod drzwi Czerwonego Krzyża.

Do rana zostało jeszcze trochę czasu. Rodzice wstaną za parę godzin. usiadła przy burku i zaczęła czytać kupioną przez siebie książkę o sztuce. Chciała zobaczyć ich miny, kiedy zobaczą, że potrafi podejmować za siebie decyzje. Godzinę później spała leżąc na książce.

​

* * *


Mary wstała wcześnie. Postanowiła obudzić swoją córeczkę tortem ze świeczkami.

- Co to znaczy, że nie chce tortu? Pewnie to znowu jakaś fanaberia. Nie życzyła sobie przyjęcia? Dobrze, czemu nie. Ostatnio jest drażliwa i chce wszystko robić sama. Pewnie ma zamiar zorganizować imprezę samodzielnie. - Rozmyślała podśpiewując cichutko "Sweet Sixteen" - Jeśli o to chodzi, to z chęcią by pomogła, ma doświadczenie. Wystarczy, żeby Nicky poprosiła. Ale nie, jej dziecinka chce sama... Pewnie trzeba jej pozwolić podjąć parę decyzji w jakichś mniej istotnych sprawach. W tym wieku powinna już umieć prosić o pomoc. Nauczy się na błędach.

- Ciekawe czy mała jeszcze śpi? - Szepnęła do siebie i na palcach poszła do sypialni Nicky. - Jakiś dziwny zapach, niech ja sobie przypomnę... - uchyliła bezgłośnie drzwi i zamarła. Zamrugała oczami nie mogąc zrozumieć co widzi. Jakaś koszmarna piwnica, wszystko czarne, sataniści na ścianach, a jej dziecko jak w żałobie. Wzięła parę głębszych oddechów i cichutko zapłakała.

​

 

* * *


- Czemu mnie budzisz kochanie? Dzisiaj mam wolne, chcę pospać. - mruknął Hamilton.

- To ważne. Musimy porozmawiać.

- Czy to musi być o tej porze?

- ProszÄ™...

- No dobra, słucham. - Pięściami, jak mały chłopiec, przetarł oczy.

Mary opowiedziała mu co zobaczyła w pokoju córki. Szlochała histerycznie i powtarzała - Co my teraz zrobimy? Co mu teraz zrobimy?...

Uspokój się kochanie. - Objął ją i przytulił. - to normalne. Wyraźnie dała nam znać, że chce być traktowana jak dorosła osoba, która potrafi podejmować decyzje.

- Ale zachowała się jak gówniara! - Załkała. - I wygląda jak satanistka!

- To normalne u nastolatek. - Powstrzymał się od komentarza, że często takie trafiają na posterunek. - Są rozdrażnione i chcą wolności. Próbują same ustalić granice.

- Ale ona przekroczyła wszelkie granice!

- Nie, kochanie, ona tylko zmieniła swój wizerunek. To minie. Wiem, że to trudny czas, ale musimy zachowywać się jakby nic się nie stało.

​

* * *


- Wszystkiego najlepszego, kotku. - Obudziły ja głosy rodziców. Podniosła głowę i utkwiła wzrok w twarzy mamy. - Nie powinnaś spać na biurku. - Zatroszczyła się Mary. - Będzie cię wszystko bolało.

Mama miała zaczerwienione oczy i trochę zmartwioną minę, ale razem z tatą zaśpiewała jej "Happy birthday". Trzymała tort. Nagle tata ją delikatnie odsunął. W rękach trzymał coś w czerwonym papierze. Prezent.

- Rozpakuj, maleńka.

Rozerwała papier trochę niezręcznie.

- To walkman, maleńka, mam nadzieję, że ci się spodoba. Dorzuciłbym do tego jakieś płyty, ale my, starzy ludzie - uśmiechnął się kpiąco - nie znamy się na muzyce młodych.

Nicky patrzyła na rodziców nic nie rozumiejącym wzrokiem. Spodziewała się burz, a oni jakby nic nie zauważyli. Tata ruszył do wyjścia zabierając ze sobą mamę. Obrzucił pokój oceniającym wzrokiem:

- Niezła robota, maleńka. Niezła robota.

Jeszcze miała w uszach szczęk zamykających się drzwi. Próbowała zrozumieć.

- Zupełnie się nie przejęli... nie zależy im na mnie - zapłakała.

 


MROK


Rozwydrzone bachory robiły na cmentarzu czarną mszę. Przychodził tu co wieczór i co jakiś czas musiał nastraszyć podobna zgraję. Tym razem zwróciła jego uwagę wysoka dziewczyna z prawie białymi włosami. Teraz nazywają to platyną, czy jakoś tak. Dziewczyna rzucała się w oczy, a właściwie w uszy.

- Nie będziesz mnie, debilu, składał w ofierze! - Wrzeszczała. - Zupełnie cię pogięło!

- Nie rzucaj się, mała, to ci sie spodoba. - Ktoś rzucił nieprzyjemnym głosem. - Napij się trochę, będzie fajnie.

- Jesteście debile! Niczego nie traktujecie poważnie. - Odwróciła się i pomaszerowała w kierunku bramy.

Mężczyzna jednym skokiem znalazł się przy niej i chwycił ją za włosy. Nie mogła się wyrwać, ale wyszarpnęła napastnikowi butelkę i rozbiła mu ją na głowie. Upadł. Rzuciła się do ucieczki, ale reszta gówniarzy zastąpiła jej drogę do wyjścia. Dziewczyna zmieniła drogę ucieczki.

Zbliżali się.

​

 

* * *


Biegła w panice przez cmentarz. - Co mnie podkusiło? - Myślała. - Wydawało mi się, że traktują to poważnie, a wygląda na to, że trafię do statystyk policyjnych. Cholera! - Słyszała za sobą wiele kroków. - Okrążają mnie. - Zaczynała wpadać w panikę. przykucnęła za jakimś nagrobkiem.

- Pssst. - Usłyszała zza pleców i zamarła ze strachu. - Hej, ty tam. - Ktoś zaszeptał. - Chcę ci pomóc. Tu można się schować.

Obejrzała się ostrożnie. Starszy mężczyzna w ciemnym ubraniu wyciągał do niej rękę. Coś jej nie pasowało, ale darowanemu koniowi się nie zagląda. Odsiecz to odsiecz. Podała mu dłoń i dała się wciągnąć do środka krypty.

- Nie martw się. Zaraz sobie pójdą. Jestem na takich przygotowany.

Zastanawiała się, o czym do cholery on mówi, ale nie odezwała się ani słowem.

- Gdzieś tu musi być! Nie uciekła daleko. - Głosy napastników rozległy się w pobliżu.

Usłyszała jakieś dziwne jęki, potem dźwięki łańcuchów. Na zewnątrz zabrzmiały dźwięki paniki. Uciekali wrzeszcząc.

- To taki mały trik. Tandetne, ale skuteczne. - Usłyszała koło ucha.

​

 

* * *


Siedzieli razem przy stoliku w kawiarni. Oboje w czerni. Ona małoletnia satanistka z pentagramem na szyi, on dystyngowany starszy pan w garniturze. Z ich dwojga tylko on pasował do tego miejsca.

Piła kawę małymi łyczkami, on tylko ogrzewał sobie dłonie. Milczeli obserwując się uważnie.

- A więc - odezwał się po godzinie - interesuje cię magia...

Na jej twarzy pojawił się wyraz zainteresowania.

Uśmiechnął się. - Nie wyglądasz na prawdziwą satanistkę.

- Może nie jestem...

- Nie, nie jesteś. To tylko wyraz buntu. Może też zainteresowanie czymś mistycznym. Ale źle ulokowałaś swoją uwagę. Satanizm jest dla hołoty, dlatego tak łatwo do tego dotrzeć. A ty nie jesteś hołotą, prawda?

Podniosła hardo wzrok.

-Tak myślałem. Jeśli interesuje cię prawdziwa magia, daj mi znać.

Wstał i ruszył do wyjścia. Nie ruszyła się. Dopiero po chwili zauważyła na stole wizytówkę. Robert i numer telefonu. Żadnego nazwiska.

​

 

* * *


- Tak, wiem Hamiltonie, że to normalne, że siedemnastolatka włóczy się z bandą podejrzanych wyrostków.

- Ale boisz się, że stanie jej się krzywda. Miejmy do niej trochę zaufa...

- Oczywiście, że się boję! - krzyknęła - ale nie o to chodzi.

- A o co?

- Ona spotyka siÄ™ z jakimÅ› starszym facetem.

- Sugerujesz, że ona...?

- Nic nie sugeruję. Wydawało mi się niepokojące, kiedy sąsiadka powiedziała, że widziała naszą córkę z mężczyzną, który mógłby być jej dziadkiem. Z początku myślałam, że to plotki, ale sama ich widziałam.

Podniósł się i otworzył usta.

- Hamiltonie, nie przerywaj mi! - Ostrzegła. - Kazałam ich śledzić.

- Zrobiłaś co?! - zapytał niegramatycznie.

- Wynajęłam prywatnego detektywa, nie chciałam cię denerwować... I wiesz co mi powiedział? Że nasze dziecko wieczorami włóczy się po cmentarzu z jakimś starcem. Potem idą do miejsca, które wygląda jak laboratorium szalonego naukowca. Czytają jakieś księgi, a raz nawet ustawił ją w pentagramie! Wiesz co to znaczy? ! - Zaskrzeczała nieco histerycznie. - Nasza córka wpadła w łapy satanistów!

Hamilton zapatrzył się w podłogę.

- Nie gap się tak bezmyślnie, do cholery! - Wrzasnęła.

- Nie gapię się. Myślę. - Szepnął.

- I co wymyśliłeś? - Zapytała ostrzej niż zamierzała.

- Święty Dominik.

- SÅ‚ucham?

- Zakon Świętego Dominika. Prowadzą szkołę przyklasztorną o zaostrzonym rygorze. Trochę dyscypliny dobrze jej zrobi.

​

c.d.n...

​

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

"To taki klub" 2
by InesQ

bottom of page